Grzesiuk, konserwatyzm, komunizm

W ostatnim czasie skończyłem czytać drugą książkę Stanisława Grzesiuka. „Pięć lat kacetu” zrobiło na mnie nie mniejsze wrażenie niż „Boso ale w ostrogach” (do grzesiukowej trylogii doliczyć trzeba jeszcze „Na marginesie życia”). Jednocześnie dostrzegłem w sobie pewną sprzeczność.

Otóż, utożsamiając się poglądami – ogólnie rzecz biorąc – konserwatywnymi, czy prawicowymi, fascynuję się tym, co pisał człowiek od tych poglądów niesamowicie odległy, więcej – nie szczędzący pochwał pod adresem komunistów i krytycznych uwag wobec Kościoła (ten sam dylemat trapi co najmniej kilku moich znajomych). Będąc przekonanym, iż proste odrzucenie treści, które mi Grzesiuk przekazał byłoby pójściem na łatwiznę i wyrzekaniem się swych autentycznych, odruchowych odczuć, zacząłem zastanawiać się, jak do tego, co pisał mogę się ustosunkować. Początkowo przyszły mi na myśl dwa sposoby odczytywania Grzesiuka.

Stosując pierwszy można zgodzić się z całością przekazu, zawartego w jego książkach. Lecz wówczas nie sposób być dalej konserwatystą. Wszak przyjęte przez Grzesiuka założenie, że jeśli ktoś jest komunistą, to nie może mieć złego charakteru, jest dla konserwatysty nie do zaakceptowania.

Używając drugiego można czytać Grzesiuka wybiórczo, adaptując (i nieraz interpretując) do swoich poglądów te treści, które potrafiłyby te przekonania uzasadniać albo też byłyby z nimi zgodne. Ot, np. Grzesiuk kierował się zasadą „Skarżyć nie wolno, odegrać się wolno”. Należy sobie zadać pytanie, na ile to powiedzenie, zawierające niezwykle klarowne, nie pozostawiające żadnych wątpliwości przesłanie, może posłużyć do negatywnej oceny moralnych kwalifikacji wszelkich agentów. Mimo iż odnosiło się ono do zasad – nazwijmy to tak – blokowiskowo-podwórkowych, można wyciągnąć z niego taką konkluzję.

Powstaje jednak pytanie, czy wybieranie określonych treści z książek Grzesiuka nie jest wobec ich autora nieuczciwe i nie kryje za sobą zwyczajnej nieumiejętności zweryfikowania swoich przekonań.

Być może to zabrzmi, jak herezja, nie wiem, czy ktoś nie zarzuci mi stosowania logiki podobnej do tej, którą epatują obrońcy agentów (tzn. frazesy typu: „Trzeba zwrócić uwagę na całą złożoność sytuacji, kulturalny człowiek powinien powstrzymywać się od jednoznacznych osądów, zwłaszcza, że nie wiadomo, jak on sam postąpiłby w sytuacji, w której znalazł się tajny współpracownik”, niby intelektualne i rzeczowe, a w istocie mające na celu rehabilitację niezwykle niemoralnych postaci i ucieczkę od nazwania zła po imieniu), ale – w moim przekonaniu – zbyt skomplikowaną charakterologicznie postacią był Grzesiuk, zbyt wiele dylematów przyniosło mu życie, by można było zbyć go określeniem „komuch”, a książkę odstawić na półkę.

W jego przypadku (być może w niewielu innych) naprawdę interesujące są motywy, którymi się kierował, głosząc określone tezy i naprawdę inny efekt tych tez głoszenia, niż w przypadku większości apologetów tudzież adwokatów zbrodniczego systemu komunistycznego. Co oczywiście nie oznacza, że z treścią jego ocierających się o kwestie polityczne tez w jakikolwiek sposób się zgadzam.

Jednakże uważam, że dla konserwatysty, szanującego poszczególne wybory Grzesiuka problem przestaje być aż tak nieznośny po zdaniu sobie sprawy z kilku faktów.

Tak więc, Grzesiuk daleki było od uzasadniania swoich spostrzeżeń na gruncie intelektualnym, czy też wchodzenia w polityczne dysputy, czyniące go człowiekiem ideologicznie zaangażowanym.

Mimo iż nie wzbraniał się on przed stanowczym wyrażaniem poglądów, to po pierwsze, prawdopodobnie dlatego, że stanowczo robił niemal wszystko, taki już był jego charakter – uznawał prymat prostych zasad nad przeintelektualizowanymi wywodami, zaś po drugie – polityka, w tym również to, jaki ustrój powinien panować w Polsce nie stanowiło przedmiotu jego pogłębionej refleksji. Patrzył na to, jak pewnie na wszystko, przez pryzmat pewnych, wyuczonych na osiedlu zasad, a nie używanych w politycznych debatach argumentów. Może dlatego komunizm, głoszący hasła równościowe, wydał się mu, wychowanemu w duchu koleżeńskiej solidarności, czymś kuszącym? Mógł się wydawać, choć – rzecz jasna – z dzisiejszej perspektywy – musimy stwierdzić, że komunizm raczej upadł dzięki społecznej solidarności, aniżeli ją wywoływał.

Trzeba też podkreślić, iż Grzesiuk naprawdę w niektóre komunistyczne hasła wierzył i nie dostrzegał w nich instrumentu zniewolenia społeczeństwa. Dzisiaj można śmiać się z jego naiwności, lecz można też zwrócić uwagę na zasadniczą różnicę między postawą Grzesiuka, a działaniem wielu ludzi kultury, którzy doskonale wiedzieli, czym jest komunizm, jak wygląda rzeczywistość w ZSRS, a jednak pisali o niej nieprawdę. Pisząc wprost – służyli kłamstwu. Bo jak inaczej można nazwać „niezależnych obserwatorów”, którzy jeździli za wschodnią granicę i zaświadczali, iż byli w kraju mlekiem i miodem płynącym? Nie widzieli, co się dzieje z ZSRS? Myślę, że nie chcieli widzieć. Grzesiuk nie widział i nie wiedział.

Ilekroć w dzisiejszych czasach pisze się o młodzieńczej fascynacji systemem komunistycznym, występującej choćby u Wisławy Szymborskiej, czy Czesława Miłosza, wspomina się o uzasadnionej wierze w nadzieje i szanse, jakie ten system stwarzał. Nie baczy się choćby na postawę Zbigniewa Herberta, który natychmiast dostrzegł zło systemu (w filmie „Obywatel poeta” przedstawione są losy Herberta, który, ze względu na swą niezłomność i odmowę służenia systemowi, skazany był na niezwykle ciężką dolę, choćby dojeżdżanie tramwajem do domu jedynie z baru mlecznego, bo na dojazd do baru mlecznego już nie było go stać).

Herbert postawił zresztą ciekawą tezę, że popieranie systemu komunistycznego również w tym czasie nie wiązało się zazwyczaj z fascynacją komunizmem, gdyż system ów był wyzbyty z jakiejkolwiek interesujących idei. Brało się natomiast ze zwykłego serwilizmu i chęci poprawy warunków życia kosztem innych. Grzesiuk od jakiegokolwiek serwilizmu był jak najdalej, natomiast jego fascynację można zrozumieć bacząc na fakt, że – w przeciwieństwie do wspomnianych ludzi kultury – ani nie widział, jak wygląda rzeczywistość w ZSRS, ani nie miał (nie musiał mieć, bo nie stanowiło to przedmiotu jego pogłębionej refleksji) w sobie przenikliwości, która powinna cechować intelektualistę.

Zresztą, być może właśnie dlatego stworzył prostą dychotomię między Niemcami, od których doznał olbrzymich krzywd, przebywając 5 lat w trzech obozach koncentracyjnych, a komunistami, którzy – pojawiając się w obozach pod koniec wojny – nie sprawiali wrażenia kolejnych okupantów, a wyzwolicieli.

Należy również zrozumieć, że Grzesiuk, mimo iż w niemal każdej sytuacji życiowej potrafił stać z podniesioną głową, także w obozie koncentracyjnym, gdzie zajmował współwięźniów grą na mandolinie i śpiewaniem „warszawskich” piosenek, czy niemieckim więzieniu, gdzie wydrapywał na ścianie obelgi pod adresem tych, przez których tam się znalazł, rozumiał, że jego sytuacja materialna jest – oględnie pisząc – nie do pozazdroszczenia. Opisywał, jak cały tydzień kupował „na kartkę” w osiedlowym sklepiku, by oddawać pieniądze po otrzymaniu wypłaty. I tak na okrągło.

Powiązał to, zapewne niesłusznie, z systemem, w którym żył, systemem, w którym dużą rolę odgrywał Kościół. Wierzył, że gdyby system się zmienił, wraz z nim zmieniłaby się jego sytuacja materialna. Pewnie również niesłusznie. Grzesiuk przywiązany był do swoich kamienic i ferajny, więc wątpię, by w jakimkolwiek systemie porzucił je dla pracy przynoszącej mu znaczną poprawę społecznego usytuowania. Skazany był raczej, w dużej mierze na skutek własnych wyborów, na rolę kontestującego każdy system. Wobec powyższego – kto wie, czy gdyby urodził się w systemie odrzucającym religię nie stałby się apologetą Kościoła? Czy gdyby żył „za komuny” nie stałby się opozycjonistą?

Gdy czytam Grzesiuka takie pytania wcale nie wydają mi się absurdalne. On chyba w każdym systemie byłby mniej więcej podobnie sytuowany w społecznej hierarchii i w każdym chciałby radykalnej zmiany. Buntownik. Ale nie z tych, którzy kupują koszulki z Che w kapitalistycznym sklepie. Nie z tych, którzy przycinają się żyletkami, czy piszą do „Bravo”. Grzesiuk nie miał potrzeby wyszukiwania problemów. Za to potrafił się im przeciwstawiać.

Jacek Tomczak

Explore posts in the same categories: Wspomnienia

3 Komentarze w dniu “Grzesiuk, konserwatyzm, komunizm”

  1. Magik Says:

    Grzesiuk nie miał swoich poglądów. Komunizmem zaraził się od przełożonego w fabryce, śpiewał w obozie „Międzynarodówkę”, obcinał ONRowcom z kolegami klapy ze szczerbcami, ale żadnym ideowcem nie był.
    Z drugiej strony w rozmowie z udającym Polaka Niemcem, gdy ten powiedział, że dla niego nie ważne kto będzie w Polsce rządził, czy będzie to Polak, Niemiec, Anglik czy Żyd Stasiek dał szkopowi po nosie ;)
    „Charakterny” chłopak”, z przyjemnością czytałem jego książki odkładając politykę daleeeko daleko. Nie o politykę mu w tych książkach chodziło.

    A jego prokomunizm można wytłumaczyć. Komuniści po wojnie pomagali mu z gruźlicą, na pogrzebie ojca szli koledzy z pracy z czerwonymi szmatami i ksiądz powiedział, że albo on, albo tamci, więc wściekły Stasiek wybrał sztandary – przyjaciół ojca. Nie zaznał wtedy jeszcze „realnego” komunizmu, ta idea była raczej co najwyżej wyzwoleniem od nazizmu, który zniszczył mu życie.

  2. Sallieri Says:

    Kolejny wspaniały tekst! Na tym powinna polegać rozumna, współczesna refleksja prawicowa! Nie na z góry definitywnym, powierzchownym i bezrozumnym określaniu wroga, ale na rozumieniu wielu sensów, wielu sytuacji i przypadków, które konstruują tą czy inną osobowość. Brawo za ten tekst! Przypomnę tylko, że powinniśmy się w końcu doczekać na prawicy kogoś takiego jak Sławomir Sierakowski…dlaczego tak piszę? Bo pamiętam program w TV dot. Cat-Mackiewicza gdzie Sierakowski zachęcał do jego czytania jako dobrego pisarza historyczno-politycznego. I to dopiero jest dystans między ideami jakie się popiera, a przyznaniem kto odznacza się inteligencją, czy innymi wartościami bez względu na poglądy jakie wyznaje! Sierakowski potrafił to przyznać, ciesze się, że i na prawicy coś dzieje się w tym temacie!

  3. Spiryt Says:

    No z tym lewicowaniem Grzesiuka, to nie do końca chyba prawda. Swego czasu czytałem wywiad z jego siostrą. Bardzo była zbulwersowana tym co brat pisał m.in. o ich ojcu, że czerwony itd, ponoć nie była to prawda. Grzesiuk tłumaczył się jej, że musiał tak napisać „bo inaczej książki by mu nie wydali”.


Dodaj komentarz